Obudziły ją poranne promienie
słońca, padające prosto na jej twarz. Zerknąwszy na komórkę ujrzała, że jest
dopiero szósta rano. Przewróciła się na plecy, leżąc tak przez dłuższą chwilę.
To przez zmianę stref czasowych, pomyślała Maggie. Tego dnia najchętniej
leżałaby w łóżku. A jednak wstała, schodząc do kuchni i nalewając sobie trochę
zimnego soku. Podeszła z nim do łuku drzwiowego, prowadzącego do ekskluzywnej
jadalni, a z niej do salonu.
Zaskoczył ją wystrój całego domu.
Wyglądał, jakby miał pomieścić jakąś wielką rodzinę albo dziedziców fortuny. A
tymczasem przebywali tam tylko ona, wujek Carl, ciocia Marie i mała Claudia. Im
dłużej Maggie przyglądała się temu miejscu, tym bardziej nie mogła się z nim
oswoić. Nie sądziła, że nadmiar nowoczesności i ekstrawaganckiego wystroju
mógłby ją przytłoczyć.
- Dzień dobry, Maggie. – Usłyszała
za swoimi plecami głos wujka. Wzdrygnęła się, gdyż nie sądziła, że
ktokolwiek z domowników jest o tej porze
na nogach.
- Dzień dobry. Do pracy?
Mężczyzna kiwnął twierdząco
głową. Meg przyglądała mu się, jak krzątał się przy blatach i robił sobie
jakieś kanapki na śniadanie. Był tak bardzo podobny do jej ojca. Nic dziwnego,
pomyślała z żalem Maggie. W końcu był bratem bliźniaczym taty.
-Zjesz ze mną? – zapytał,
wyrywając ją tym samym z zamyślenia.
- Nie, dziękuję. Poczekam, aż
ciocia Marie wstanie.
Carl przyglądał się chwilę
nastolatce, po czym skinieniem głowy poprosił, żeby podeszła do niego. Tak też
zrobiła, siadając za stołem, a dłońmi wciąż ściskając szklankę z sokiem
grejpfrutowym. Mężczyzna westchnął głęboko.
- Wiem, jak się teraz czujesz –
zaczął, a dziewczynie serce się ścisnęło na samą myśl, że Carl miał zamiar
wspominać jej tatę. – Może i nie widziałem Boba przez kilkanaście lat, ale to
nie znaczy, że za nim wcale nie tęskniłem i mi go nie brakowało.
- Nie chcę o tym rozmawiać –
burknęła pod nosem, wstając.
- Zaczekaj, proszę. – Chwycił jej
przedramię. – Nie będę na siłę o tym z tobą rozmawiał. Każdemu z nas jest
ciężko. Ale chciałem ci tylko powiedzieć, że możesz nas traktować, jakbyś znała
nas latami. Czuj się tu jak u siebie w domu.
Nie patrząc nawet na Carla,
dziewczyna wyszła z kuchni, kierując się krętymi schodami na drugie piętro,
gdzie zamknęła się w swoim pokoju. Wyszła na niewielki balkon, z którego miała
widok na całą okolicę. Odłożyła szklankę z resztką soku na parapecie. Ostrożnie
chwyciła dłońmi drewnianej balustrady, wdychając głęboko rześkie, poranne
powietrze.
Poczuła niezwłoczną potrzebę
zwierzenia się komuś. Nie potrafiła poradzić sobie z tym wszystkim wewnętrznie.
To ją przytłaczało. I wtedy przypomniała sobie o swoim pamiętniku, który
prowadziła już od ładnych paru lat. Wszystkie pięć zeszytów, które przywiozła
ze sobą, teraz leżały na dnie szuflady z bielizną. Wydostała jeden z nich,
zapisany do połowy i otworzyła na pustej stronie. Zauważyła, że nie pisała w
nim od jakiegoś miesiąca, mniej więcej od czasu rozpoczęcia się tego koszmaru.
Bez dłuższej chwili zastanowienia
chwyciła za długopis i zaczęła pisać.
2 maja 2012 roku - środa.
Zaniedbałam trochę pisanie tutaj, ale nie miałam do tego głowy, czasu,
a tym bardziej chęci. Wszystko przez ostatni miesiąc działo się w moim życiu na
tyle chaotycznie, że nie potrafiłabym ułożyć tego w jedną, logiczną całość.
Wczoraj przyleciałam do Wielkiej Brytanii, do wujka Carla i ciotki
Marie. Teraz będę pod ich opieką. Nie podoba mi się to, ale nie mam innego
wyjścia. Nikt nie zgodził się, żebym mieszkała sama w Miami. Na mojej kochanej
Florydzie…
Wciąż mi z tym ciężko. Śmierć rodziców spadła na mnie jak grom z
jasnego nieba. Rok temu mama w czasie rejsu statkiem, który zatonął, a teraz
tata. A wszystko przez jakiegoś pijanego kierowcę, który w niego wjechał! Wpadł
jeszcze pod ciężarówkę i… Płaczę, kiedy o tym wszystkim myślę…
Nie mam bladego pojęcia, co ja tutaj robię. To nie jest miejsce dla
mnie. Musiałam rozstać się z Clover, nawet Nathana musiałam zostawić! To jest
niesprawiedliwe! Musiałam zostawić miłość mojego życia tylko dlatego, że jestem
za młoda i sama nie utrzymam domu?! A co z pieniędzmi po rodzicach?
Wystarczyłoby mi. Wszystko zapisali mnie. Utrzymałabym się spokojnie. Poszłabym
na studia, a wieczorami grała w barze blisko naszego domu wraz z kilkoma
znajomymi ze szkoły. Co jak co, ale przecież grę na perkusji i gitarze mam
opanowaną do perfekcji. Może i nie byłabym przez to sławna, czego bym nawet nie
chciała, ale miałabym pieniądze. Nie jakieś kolosalne sumy, ale na pewno
miałabym się za co utrzymać. Dwa lata temu uzbieraliśmy ponad pięć tysięcy w
czasie wakacji. To nie jest tam mało przecież. Choć przy podzieleniu się
zostało jeszcze mniej, to i tak nas zadowalała suma. Ale nie! Nikt mnie nie
chciał słuchać! Teraz utknęłam tu… Z osobami, do których zwracam się „ciociu”,
„wujku”, a są mi kompletnie obcy. Nie chcę tego.
Tak bardzo chcę wrócić do domu. Tego prawdziwego. Tego na Florydzie. Do
Nathana. Obiecał na mnie czekać. Obiecał rozmawiać na wideo czacie w każdy
weekend, a w wakacje nawet częściej. Obiecał, ze nigdy nie zwiąże się z żadną
dziewczyną, że nawet na inną nie spojrzy. Ale bądźmy szczerzy – Nathan jest
najprzystojniejszy w całej szkole i aż dziwnym było to, że zwrócił uwagę na mnie.
Wierzę w jego obietnice, bo mu ufam, ale mimo tego z doświadczeń wiem, że
związki na odległość nie mają szans. Choć jak wielka miłość jest. Ale ci… Ja
przecież wiem, że nasz związek przetrwa.
*
Przez całe dnie osiemnastolatka siedziała w domu, nie ruszając się ani na krok. Poza
przechadzką po ogromnym ogrodzie, gdzie rosło pełno kolorowych kwiatów, których
nigdy wcześniej na oczy nie widziała, czy zabawą z Claudią, którą mimo wszystko
pokochała.
Ale gdy zamykała się w pokoju i ciotka przychodziła poinformować ją o śniadaniu, obiedzie czy kolacji, Meg schodziła wtedy do kuchni, choć nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie. A potem ponownie wracała do swojego pokoju, gdzie albo przesiadywała na parapecie i obserwowała bawiące się dzieci w ogrodzie obok, w tym małą Claudię; albo czytała książkę, którą wzięła z biblioteczki obok; albo czytała swoje poprzednie wpisy w pamiętnikach, które mimo wszystko wywołały na jej ustach cień uśmiechu.
Ale gdy zamykała się w pokoju i ciotka przychodziła poinformować ją o śniadaniu, obiedzie czy kolacji, Meg schodziła wtedy do kuchni, choć nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie. A potem ponownie wracała do swojego pokoju, gdzie albo przesiadywała na parapecie i obserwowała bawiące się dzieci w ogrodzie obok, w tym małą Claudię; albo czytała książkę, którą wzięła z biblioteczki obok; albo czytała swoje poprzednie wpisy w pamiętnikach, które mimo wszystko wywołały na jej ustach cień uśmiechu.
Nastolatka zamykała się tak całe
dnie i noce. Zabawy z Claudią były naprawdę rzadkością, tylko wtedy odzywała
się na tyle, żeby dziewczynka nie pomyślała, że przypadkiem Maggie jej nie
lubi. Bo z każdą minutą zabawy z dziewczynką, zaczynała kochać ją jak siostrę. Jednak
kiedy Carl i Marie próbowali ją wyciągnąć gdzieś poza ogród własnego domu,
zawsze odmawiała i miała ku temu jakąś wymówkę. A jeśli małżeństwo nadal
nalegało, po prostu wybuchała krzykiem, tracąc kontrolę nad sytuacją. Potem
oczywiście przepraszała ze szczerą skruchą, a oni jej wybaczali.
Takim sposobem minął cały maj.
Wujostwo nastoletniej Maggie powoli zaczynało się obawiać, że dziewczyna
popadła w depresję, co nastolatka przypadkiem podsłuchała. Nie mogła obejść się
bez uśmiechu na tę myśl. Ja i depresja? – myślała. Prędzej bym z tego domu
uciekła niż w depresję popadła. Dostrzegła też, że chcieli się z nią podzielić
tą myślą, ale za każdym razem coś ich płoszyło przed tym.
Któregoś słonecznego dnia
czerwca, kiedy Meg rozmawiała na chacie z Clover i podziwiała jej nową fryzurę,
zapukał do jej drzwi Carl. Dziewczyna zaprosiła go do środka.
- Pomyślałem, że może
zechciałabyś pójść ze mną do pracy? Zobaczyłabyś, czym się zajmuję, a sądzę, że
to wcale nie takie nudne.
- Wolę zostać w domu –
wymamrotała pod nosem, poprawiając poduszkę pod plecami.
- Uważam, że powinnaś pójść –
nalegał. Wszedł w głąb pokoju, a jego mina nie zdradzała żadnych emocji, choć w
jego głosie słychać było troskę. – Maggie, ty nie możesz siedzieć tutaj
wiekami. Twoi rodzice zapewne też by tego nie chcieli… - urwał gwałtownie,
czując na sobie spojrzenie nastolatki.
Już mu przez myśl przeszło, żeby
sobie odpuścić, bo nastolatki w tym wieku są uparte i same wiedzą lepiej, czego
chcą. Kiedy dostrzegł zawahanie na twarzy bratanicy, postanowił jednak dążyć do
swojego.
- Daj mi minutkę, przebiorę się
tylko.
*
Wsiadając do samochodu, Maggie pomyślała
o tym, że nigdy takiego pojazdu nawet na oczy nie widziała. Niby wydawał się
być zwykłym, rodzinnym samochodem. A jednak kiedy było się w środku, auto miało
więcej przestrzeni, niż można to określić z wierzchu. Nie czuła się w nim
swojo. Nie przywykła do takich luksusów.
Całą drogę i ona, i Carl nie
odezwali się ani słowem. Maggie swoimi lazurowymi oczami śledziła osoby,
przechadzające się po ulicach Londynu, samochody albo budynki, które minęli. Było
zupełnie inaczej niż na Florydzie. Dla niej było bardziej szaro i ponuro.
Rzeczywistość traciła swoje kolorowe barwy i każdy wydawał się jej żyć tutaj w
stresie. Przez co znów zapragnęła być w domu. W swoim prawdziwym domu.
*
Idąc przez ogromną firmę, pod
której logiem znajdowało się nazwisko identyczne jak jej, czuła, że jest
jeszcze bardziej zagubiona. Okay, pomyślała, to, że ktoś ma takie samo nazwisko
jak ja, jeszcze nic nie znaczy, prawda? Dotarłszy do gabinetu Carla, mężczyzna
przymknął za sobą drzwi i przez chwilę kręcił się przy biurku, biorąc jakieś
zapisane kartki i notes.
- Chodź – powiedział, kiedy
zabrał wszystko, co było mu potrzebne.
Udali się na drugi koniec
budynku, gdzie weszli do studia nagraniowego. Czekał tam już jakiś tęgi
mężczyzna, krótko ścięty, ze słuchawkami na uszach i mówiący coś do grupki chłopaków
w pomieszczeniu za szkłem.
- O, witaj, Carl – rzekł mężczyzna,
podając dłoń wujkowi dziewczyny. – Simon dzwonił chwilkę temu i pytał o ciebie.
Carl z poważną miną kiwnął
twierdząco głową, pytając o postępy w pracy, a na koniec zerkając na chłopaków.
Uniósł otwartą dłoń do nich w geście przywitania, co cała piątka odwzajemniła z
uśmiechem. Skinieniem głowy przywołał ich do siebie.
- Och, właśnie, Steve. To jest
Maggie, moja bratanica. A to jest Steve. Zajmuje się tutaj nagraniami chłopaków.
– Carl przedstawił ich sobie, potem zwracając się do nastolatków. – To jest
Maggie, a to jest Niall, Louis, Zayn, Liam i Harry.
Dziewczyna grzecznie podała
każdemu dłoń, uśmiechając się przy tym lekko. Wcale nie była wniebowzięta, że
właśnie spotyka jakiś zespół, który, być może, jest, albo dopiero miał być
sławny na całą Wielką Brytanię, Europę czy świat. Ale chłopcy wydali się jej na
pierwszy rzut dość sympatyczni, dlatego skusiła się na ten drobny gest. Nawet
kiedy któryś z nich powiedział do niej coś zabawnego, uśmiechnęła się. Pierwszy
raz od ponad dwóch miesięcy uśmiechnęła się szczerze…
7 czerwca 2012 roku - czwartek.
Dzisiaj… Chyba po raz pierwszy poczułam, że nie jest tak źle, jak
ostatnimi czasy tu pisałam. Nie znaczy to, że Carl i Marie przestali mnie
gdziekolwiek wyciągać.
Właśnie dzisiaj Carl, bezczelnie przypominając o moim tacie, wyciągnął
mnie z czterech ścian pokoju. Tak naprawdę z początku miałam ochotę mu dać w
twarz. Przecież on nie wie, co mogliby myśleć moi rodzice i czego by chcieli!
Ale już na pewno chcieliby mojego dobra, a on mi to dobro odbierał, zabierając
mnie tutaj.
A dzisiaj zabrał mnie do swojej pracy. Coś nieprawdopodobnego.
Czułam, że będę się tam nudzić. Tak szczerze, do tego momentu nie wiedziałam,
czym dokładnie się zajmuje. Ale miałam dziwne deja vu. Jakbym już tam kiedyś
była, w tym studiu nagraniowym, albo przynajmniej podobnym. Z tego, co
zauważyłam, każdy zna tam wujka i… mnie chyba też. Wszyscy przywitali mnie z uśmiechem,
ale też na dystans, nie próbując przesłodzić sytuacji.
A mimo to potrafiłam uśmiechnąć się neutralnie, kiedy trafiłam na
zespół, który był teraz pod opieką wujka i tego jakiegoś Simona, o którym
wspominali. Nie zapamiętałam jeszcze, który z chłopców jest który, ale
widocznie nie byli do końca poinformowani, dlaczego jestem w Londynie. Jeden z
nich… Liam chyba, albo Louis? W każdym razie jeden z nich ciągle mówił jakieś
rzeczy, z których śmiałam się cicho. Taki sam był w stosunku do reszty zespołu,
więc podejrzewam, że taki jest na co dzień. Spodobał mi się jego charakter. W
ogóle każdy z nich jest słodki, że tak to ujmę. Chciałabym mieć takich braci
jak oni.
Louis, który od dłuższego czasu
zaczepiał Harry’ego, teraz przerzucił się na Zayna. Brunet, o cudownych
brązowych oczach nie dał się jednak długo gnębić przez swojego kolegę.
- Daj mi spokój, dobra? –
zawołał, jednak na jego twarzy pojawiło się rozbawienie. Nie dało się ukryć, że
Louis potrafił każdego rozbawić. Nawet na twarzy największego smutasa zawsze
pojawiał się uśmiech.
Ich nowa znajoma była tego
idealnym przykładem.
Maggie siedziała na brązowej
sofie z lekko przygarbionymi ramionami i uważnie śledziła każde ruchy
chłopaków. Obok niej siedział Liam, po drugiej stronie usiadł Harry, piszący do
kogoś wiadomości tekstowe. Nastolatka nie dostrzegła jednak, że sms-y były
tylko wymówką, aby chłopak mógł kątem oka przyglądać się jej.
- Kiedy Carl przyjdzie? Mam cię
już dość, Louis. Może on cię w końcu uspokoi.
- Ooooch, Zayn – zaczął Louis rozczulającym
głosem, ale kiedy brunet spiorunował go wzrokiem, ten wyprostował się,
podpierając biodra i groźną miną objął wzrokiem każdego. – Z wami nie da się
pracować! Wychodzę! – zawołał głośno, resztkami sił powstrzymując się od
wybuchu śmiechu.
Kiedy Louis wyszedł z
pomieszczenia, Liam cicho prychnął pod nosem, a Harry pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Zaraz Carla przyprowadzi.
- Nawet lepiej. Szybciej będziemy
w domu – zauważył Zayn, układając się w fotelu. Założył na uszy słuchawki,
przymykając powieki.
- Niall, co ty tam robisz? - zawołał Liam, kiedy zorientował się, że nie
ma z nimi blondyna. Próbował wyjrzeć ponad głową Zayna, którą chłopak zasłaniał
mu otwarte drzwi do pomieszczenia, gdzie mieli próbę nagrania nowej piosenki. Niall
uparcie przeszukiwał swoją torbę po raz któryś z rzędu. – Zgubiłeś coś?
- Nie wiem, gdzie zostawiłem telefon
– mruknął, zaglądając do bocznej kieszonki torby. Liam westchnął, przewracając
teatralnie wzrokiem.
- Przecież puszczę ci sygnał. – I
nim blondyn zdążył cokolwiek powiedzieć, Liam już wybierał połączenie do
przyjaciela.
Dzisiaj krótko, ale mamy nadzieję, że nam to wybaczycie. Nie było mnie w domu w tym tygodniu, dlatego rozdział tak późno, ale trójka pojawi się z pewnością szybciej. :)
Super rozdział :) Mam nadzieje, ze Magg w koncu zacznie wychodzic z domu, nie bedzie caly czas taka przygnebiona i zaprzyjazn sie z chlopcami. A Hazza.. hm.. chyba M. mu sie podoba, no niee ? :D ciekawe czy bedzie z tego cos wiecej, czy zostanie wierna swojemu chlopakowi. Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńdomi_nation99 :)
Zgadzam się z Domi ;p mam nadzieje ze beda akcje z Hazzą :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn, pozdro i buziaczki ;*
Ps. Dodaj wcześniej :d
fajnie się zaczyna, jestem ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńhttp://thetruthisall.blogspot.com/
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńNo dawaj dalej ;*
no i pojawili się chłopcy :D cieszę się z tego faktu niezmiernie ;) czyzby Hazza poczył miętę do nowej koleżanki? czekam na dalsze rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńps. u mnie pojawił się nowy rozdział ;) zapraszam jeśli chcesz.
http://make-this-something-more-1d-story.blogspot.com
Świetne po prostu. Naprawdę. Wy to macie talent, podobnie jak z Larrym. ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie - opow. 1D. givefeelings.blogspot.com
zajebiście piszes, masz taleny :))
OdpowiedzUsuńMagg, szkoda mi jej ;(
masz obkie te blogi, ten z Larrym to już wgl.
zapaszam do nas :)
kiedy tu weszłam, pierwsze co pomyślałam, to "Jak tu ślicznie!". naprawdę wielki plus za wygląd bo jest delikatnie i przejrzyście, bardzo to lubię. cieszę się, że będzie coś o Harrym, bo to jego lubię naj spośród chłopaków z 1D. rozdziały (choć dopiero 2) bardzo przypadły mi do gustu i już wiem, że będę tu na pewno zaglądać. szkoda, że akurat teraz wyjeżdżam na wakacje, bo z pewnością czytałabym każdy rozdział, no ale cóż! :)
OdpowiedzUsuńK.
PS. To ja napisałam do ciebie na gg kilka chwil temu.
Świetny rozdział :* Jak już mówiłem piszesz niesamowicie, masz talent, serio. I nie mów, że nie, bo ja wiem lepiej! :) ♥ Czekam na nowy rozdział ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie wakacyjny-oboz-z-1d.blog.onet.pl
Witam po dłuższej przerwie!
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że niemałą radość sprawił mi widok kilkunastu nowych rozdziałów, które pojawiły się na blogu podczas mojej nieobecności. Zanim zacznę wychwalać, skomentuję błędy, które rzuciły mi się w oczy.
- "wielką rodzinę, albo dziedziców fortuny." Powinno być bez przecinka.
- "2 maja 2012 rok." Moim zdaniem powinno być tutaj "roku".
- "Nathana musiała zostawić!" Literówka, brak literki "m" - "musiałam".
- "Przez całą resztę dnia osiemnastolatka siedziała w domu, nie ruszając się ani na krok. Poza przechadzką po ogromnym ogrodzie, gdzie rosło pełno kolorowych kwiatów, których nigdy wcześniej na oczy nie widziała, czy zabawą z Claudią, którą mimo wszystko pokochała. A gdy zamykała się w pokoju, ciotka przychodziła poinformować ją o śniadaniu, obiedzie czy kolacji. Meg schodziła wtedy do kuchni, choć nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie." Nie podoba mi się tutaj to przejście z "całą resztę dnia" w schematyzowanie jej planu pobytu w Londynie w ciągu najbliższych kilku dni. Moim zdaniem jest to trochę niejasne, ale mogę się za bardzo czepiać. ;)
- "kiedy Meg rozmawiała na czasie z Clover" - chacie ;) Ale to na pewno wina programu korygującego błędy.
- "Całą drogę i on, i Carl" - literówka - "ona".
- "po ulicach Londynu, samochody czy budynki ich mijające." Co do samochodów to się zgodzę, ale do budynków nie bardzo.. Budynki nie mogą mijać samochodu, w którym się znajduje Carl i Meggie. ;)
- "7 czerwca 2012 rok." to samo, "roku" .
- "resztkami się powstrzymując się" zamiast pierwszego "się" powinno być "sił", nieprawdaż? :)
- "układając się we fotelu" - "w" zamiast "we".
Co do reszty, to jak najbardziej udany rozdział. Podtrzymuję swoje zdanie po lekturze pierwszego rozdziału pomimo tych kilku błędów.
Pojawili się chłopcy i w większości uchwyciłyście (naprawdę nie wiem, czy mam pisać w liczbie pojedynczej czy mnogiej ;)) ich charaktery lub swoiste zachowania, te cechy, które ich wyróżniają! Brawo dziewczyny! Ponadto podoba mi się charakter Maggie, zbuntowana nastolatka, obrażona na cały świat. Z drugiej strony rozumiem ją i jej reakcje. Trudna sytuacja życiowa - śmierć rodziców w tak krótkim czasie potrafi być co najmniej przytłaczająca.. Dodatkowo zmiana ze słonecznej Florydy na zimny i deszczowy Londyn może człowieka zdołować! Niełatwe życie, ciężki start. Zostawić przyjaciół, za których oddałaby życie i chłopaka, którego kocha, ciężko. Coś o tym wiem. Jednakże przyznam, że rozbawiło i urzekło mnie jej myślenie o tym, że byłaby w stanie się sama utrzymać. To pokazuje jej niedojrzałość i dziecinne jeszcze podejście do życia. Cieszę się bardzo, że w końcu zdecydowała się na powrót do żywych i opuściła tę swoją pustelnię.
Jeszcze raz, wielkie gratulację! Mam nadzieję, że nie macie mi za złe pierwszej części komentarza, może za bardzo się czepiam, ale tak już mam.
Pozdrawiam serdecznie,
altaica.